Jedną z ciekawszych atrakcji BSB, którą polecam z czystym sumieniem jest godzinna podróż łódką po stolicy, wodnej wiosce oraz do dżungli i lasów namorzynowych znajdujących się naprawdę niedaleko miasta. Ceny zaczynają się od 60BND, jednak polecam rozeznać się w stawkach po rozmowach z dwoma niezależnymi łódkarzami. Cena, którą udało nam się wytargować stanęła ostatecznie na 23BND, a wycieczka zostawia niezapomniane wrażenia. Po raz kolejny wpadliśmy na słynne nosacze oraz widzieliśmy ogromnego krokodyla z naprawdę bliskiej odległości, czego niestety „świetny” zoom aparatu praktycznie nie złapał. Wieczór w BSB zakończyliśmy wizytą na markecie Gadong. Tam też spotkaliśmy pewną Polkę, na którą wpadliśmy również nazajutrz w powrotnym autokarze do Miri i spędziliśmy praktycznie cały dzień aż do jej wieczornego wylotu. Jeżeli to czytasz, pozdrowienia! ?.
Autokar powrotny jako jedyny wyjątkowo nie odjeżdża z dworca autobusowego, lecz z Waterfront. Stoi na zapalonym silniku już 2-3h przed wyjazdem. Istnieje możliwość bezpiecznego zostawienia bagaży i tak też zrobiliśmy. Tuż przed wyjazdem wpadł na nas pracownik firmy transportowej. - jesteście z Polski z Gdańska prawda? - yyy… tak
Rzekomo jest o nim wzmianka w przewodniku Pascala, którą wyciętą nosi ze sobą. Nie mieliśmy jeszcze okazji tego zweryfikować. Wolimy również nie wnikać w to, jak bardzo informacje o turystach krążą szybko w tym kraju. Sam powrót do Miri przebiegł bardzo spokojnie. W soboty uważać trzeba jednak na kolejki na granicach związane ze wzmożoną turystyką zakupową mieszkańców Brunei w dużo tańszej, pobliskiej Malezji.
Przenocowaliśmy w hotelu z dosyć dobrymi opiniami. Był jednak naprawdę fatalny i pierwszy raz w życiu zmuszeni byliśmy zmienić zakwaterowanie w trakcie pobytu. Z każdego pokoju unosił się już na wejściu okropny zapach grzyba i pleśni dochodzący z klimatyzacji. Po nieprzespanej nocy spędzonej na dworze zdecydowaliśmy się na zmianę hotelu. Do myślenia na samym początku powinna nam dać dużo ogromna kartka wisząca na recepcji „zwrotów pieniędzy po zameldowaniu już nie uznajemy”. Na szczęście finalnie i tak nam się to udało.
Do Miri przybyliśmy z zamiarem odpoczęcia przed zbliżającym się wielkimi krokami powrotem do szarej rzeczywistości. W samym mieście raczej nie ma co robić i ta zbudowana na ropie aglomeracja służy raczej wszystkim jako baza wypadowa do największej atrakcji regionu – Mulu. Nie zdecydowaliśmy się jednak na dalsze jeżdżenie i kolejny park narodowy, postanowiliśmy zwiedzać miasto i jego najbliższe okolice. Okolic ostatecznie wprawdzie zwiedzić się nie udało. Planowaliśmy wynająć skuter, lecz po poszukiwaniach, które zabrały nam całą połowę dnia dowiedzieliśmy się, że w mieście nie ma już ani jednej wypożyczalni. W każdym razie samo miasteczko bardzo nas urzekło samo w sobie. Oprócz pięknych, nowych promenad, plaż, totalnego braku turystów i życzliwości mieszkańców, najlepszą rzeczą były olśniewające zachody słońca widziane z plaży Coco Cabana. Po 3 nocach w Miri czekał nas powrót do Singapuru, skąd po kolejnych 10ciu godzinach zwiedzania z plecakami wsiedliśmy na pokład… czas wracać do Polski.
Podsumowanie wyjazdu w liczbach: Dieta cud, w 2 tygodnie straciłem tytułowe 7kg…. Braki w sklepach, temperatura i chodzenie pieszo robią swoje. 7 lotów, 5 podróży łódką, 4 przejazdy autokarem, 3 kraje, 208km piechotą. 3300zł w 2 tygodnie na osobę kolejna niezapomniana podróż do Azji i 1 relacja ? Jeżeli dotrwaliście do końca, dzięki serdeczne! Mam nadzieję, że zaciekawiłem Was choć trochę.
To fakt, niesamowite stworzenia. Na żywo robią niesłychane wrażenie i są jeszcze śmieszniejsze niż na zdjęciach. Z perspektywy czasu nie uważam, że 3D2N w Bako to za dużo czasu, a takich opinii w Internecie przed wyjazdem naczytałem się mnóstwo.
Dlatego też między innymi tam wróciłem!
:) Miło, że kogoś zainteresowała moja relacja. Nad dalszym ciągiem jeszcze trochę popracuję, bo na pierwszy rzut oka widać spory zjazd w ilości polubień w drugiej części relacji.
Byłam z moją siostrą na Borneo w stanie Sarawak, a najwięcej czasu spędziłyśmy w Bako National Park- Parku Narodowym, na który dopływa się tylko łódką. Byłyśmy w Bako 4 dni, a poniżej filmik przedstawiający piękno tamtejszej natury. Brak samochodów, słaby Internet i piękne widoki i natura, tego nam było trzeba:https://www.youtube.com/watch?v=j7MZ5Bv ... ploademail
Jedną z ciekawszych atrakcji BSB, którą polecam z czystym sumieniem jest godzinna podróż łódką po stolicy, wodnej wiosce oraz do dżungli i lasów namorzynowych znajdujących się naprawdę niedaleko miasta. Ceny zaczynają się od 60BND, jednak polecam rozeznać się w stawkach po rozmowach z dwoma niezależnymi łódkarzami. Cena, którą udało nam się wytargować stanęła ostatecznie na 23BND, a wycieczka zostawia niezapomniane wrażenia. Po raz kolejny wpadliśmy na słynne nosacze oraz widzieliśmy ogromnego krokodyla z naprawdę bliskiej odległości, czego niestety „świetny” zoom aparatu praktycznie nie złapał.
Wieczór w BSB zakończyliśmy wizytą na markecie Gadong. Tam też spotkaliśmy pewną Polkę, na którą wpadliśmy również nazajutrz w powrotnym autokarze do Miri i spędziliśmy praktycznie cały dzień aż do jej wieczornego wylotu. Jeżeli to czytasz, pozdrowienia! ?.
Autokar powrotny jako jedyny wyjątkowo nie odjeżdża z dworca autobusowego, lecz z Waterfront. Stoi na zapalonym silniku już 2-3h przed wyjazdem. Istnieje możliwość bezpiecznego zostawienia bagaży i tak też zrobiliśmy. Tuż przed wyjazdem wpadł na nas pracownik firmy transportowej.
- jesteście z Polski z Gdańska prawda?
- yyy… tak
Rzekomo jest o nim wzmianka w przewodniku Pascala, którą wyciętą nosi ze sobą. Nie mieliśmy jeszcze okazji tego zweryfikować. Wolimy również nie wnikać w to, jak bardzo informacje o turystach krążą szybko w tym kraju. Sam powrót do Miri przebiegł bardzo spokojnie. W soboty uważać trzeba jednak na kolejki na granicach związane ze wzmożoną turystyką zakupową mieszkańców Brunei w dużo tańszej, pobliskiej Malezji.
Przenocowaliśmy w hotelu z dosyć dobrymi opiniami. Był jednak naprawdę fatalny i pierwszy raz w życiu zmuszeni byliśmy zmienić zakwaterowanie w trakcie pobytu. Z każdego pokoju unosił się już na wejściu okropny zapach grzyba i pleśni dochodzący z klimatyzacji. Po nieprzespanej nocy spędzonej na dworze zdecydowaliśmy się na zmianę hotelu. Do myślenia na samym początku powinna nam dać dużo ogromna kartka wisząca na recepcji „zwrotów pieniędzy po zameldowaniu już nie uznajemy”. Na szczęście finalnie i tak nam się to udało.
Do Miri przybyliśmy z zamiarem odpoczęcia przed zbliżającym się wielkimi krokami powrotem do szarej rzeczywistości. W samym mieście raczej nie ma co robić i ta zbudowana na ropie aglomeracja służy raczej wszystkim jako baza wypadowa do największej atrakcji regionu – Mulu. Nie zdecydowaliśmy się jednak na dalsze jeżdżenie i kolejny park narodowy, postanowiliśmy zwiedzać miasto i jego najbliższe okolice. Okolic ostatecznie wprawdzie zwiedzić się nie udało. Planowaliśmy wynająć skuter, lecz po poszukiwaniach, które zabrały nam całą połowę dnia dowiedzieliśmy się, że w mieście nie ma już ani jednej wypożyczalni.
W każdym razie samo miasteczko bardzo nas urzekło samo w sobie. Oprócz pięknych, nowych promenad, plaż, totalnego braku turystów i życzliwości mieszkańców, najlepszą rzeczą były olśniewające zachody słońca widziane z plaży Coco Cabana.
Po 3 nocach w Miri czekał nas powrót do Singapuru, skąd po kolejnych 10ciu godzinach zwiedzania z plecakami wsiedliśmy na pokład… czas wracać do Polski.
Podsumowanie wyjazdu w liczbach:
Dieta cud, w 2 tygodnie straciłem tytułowe 7kg…. Braki w sklepach, temperatura i chodzenie pieszo robią swoje.
7 lotów, 5 podróży łódką, 4 przejazdy autokarem, 3 kraje, 208km piechotą.
3300zł w 2 tygodnie na osobę
kolejna niezapomniana podróż do Azji i 1 relacja ?
Jeżeli dotrwaliście do końca, dzięki serdeczne! Mam nadzieję, że zaciekawiłem Was choć trochę.